Zajęliśmy miejsce przy sześcioosobowym stoliku na tyłach knajpy. Dużo osób tu przebywa w południe, szczególnie dzisiaj przy rozpoczęciu roku szkolnego. Rozpoznałam kilka osób, które są ze mną w klasie.
- Od razu mówię, że biorę sam i sam ją zjem - Ashton przejechał po nas "morderczym" wzrokiem i otworzył kartę.
- Jeśli chcesz sama to mów, jak nie, to możemy zamówić razem - zaproponowała mi Kat, a ja pokiwałam głową zgadzając się. Dziewczyna poszła do lady i złożyła zamówienia za nas wszystkich. Pytając z czym chce, powiedziałam, że zdam się na nią. Prawda jest taka, że pizzę mogę zjeść z czymkolwiek, byle by to nadal była pizza.
- Czyli jesteś teraz sąsiadką Scotta? - zagadnął Ash, a ja w duchu dziękowałam mu, że przypomniał mi imię Dostawcy.
- Podobno - pokiwałam głową.
- Będziemy razem chodzić na balety - chłopak objął mnie przyjaźnie ręką i pokiwał entuzjastycznie głową w stronę przyjaciela.
- Jeśli tak - przeniósł wzrok na mnie - to będziesz go pilnowała - uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Chyba nie rozumiem - powiedziałam niepewnie widząc ich rozbawiony wzrok.
- Jestem gejem, Skarbie - Scott i Ash zaplątali ręce nad stołem, uśmiechając się do mnie głupio.
- To wiele wyjaśnia - do stolika wróciła Kat.
Zdjęłam buty i weszłam do kuchni. Rzuciłam torbę obok blatu i otworzyłam laptopa. Nalałam sobie soku i sprawdzając strony społecznościowe, prawie się nim zakrztusiłam widząc zaproszenia do znajomych od Ashtona, Scotta i Kat, a nawet tej koleżanki Ericka i kilku innych osób.
Udostępniłam kilka wpisów na tumblrze, odpowiedziałam na pytania i ruszyłam na górę się przebrać.
Na dworze jest upał, więc otworzyłam okno. Ubrałam sportowe szorty, narzuciłam naciągniętą koszulkę i pochyliłam się, by związać włosy.
- Nie wypinaj się tak dziecko! - odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam bezmózgowca w oknie naprzeciw. Gdyby moje okno było pół metra wyżej, to bylibyśmy na tej samej wysokości. Niestety w takim ułożeniu pokoi widzi zapewne dużą część pomieszczenia.
Stał z rękami w kieszeniach i uśmiechał się głupkowato. Pokazałam mu środkowy palec i sięgnęłam po zasłonę...
Której oczywiście nie było...
Chłopak zaniósł się śmiechem - i mogłabym przysiąść, że to melodia dla moich uszu. Zacisnęłam pięści i upokorzona wyszłam z pokoju do kuchni, tak aby mnie nie widział.
Ja:
WAŻNE!
Lucy:
Co się dzieję? Coś z Erickiem? Jestem na spotkaniu, nie mogę rozmawiać.
Pisz szybciej dziewczyno!!!
Ja:
Musimy kupić rolety...
Lucy:
Nie strasz. Masz szlaban.
Ja:
Przecież napisałam tylko, że to ważne!
Lucy:
Nie kłóć się z ciotką.
Odłożyłam telefon nie odpisując, ponieważ wiedziałam że żadnego szlabanu i tak nie będzie. Włączyłam Supernatural i zaczęłam obierać warzywa na obiad.
Pierwszy dzień nauki. Te wakacje zdecydowanie minęły za szybko. Wstałam z łóżka, chwyciłam swoje ciuchy i poszłam się przebrać do łazienki, w razie gdyby mój sąsiad znowu miał zamiar mnie podglądać. Myjąc zęby usłyszałam silnik motora i wypuściłam powietrze z ust, aby się uspokoić, przez co piana wylądowała na lustrze.
- Jeśli zaraz nie przestanie to tam zejdę i mu nakopię do tego ślicznego tyłka! - ciocia Lucy stanęła w szlafroku w drzwiach i patrzyła na mnie zirytowanym wzrokiem - To jedyny dzień kiedy mam na później do pracy i mogę pospać godzinkę dłużej, a ten małolat mi to uniemożliwia.
- Taa - wydukałam i wypłukałam usta, po czym przeszłam obok ciotki i weszłam do swojego pokoju, wychylając się przez okno.
Siedział na motorze bezczelnie patrząc w moje okno, gdy mnie ujrzał ukazał rząd białych zębów. Przekręcił kluczyki, a maszyna ucichła i rozsiadł się wygodniej, stale utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
- Już myślałem, że się nie obudzisz - zawołał.
- To niemożliwe - odkrzyknęłam - Cała okolica pewnie już nie śpi! - wzruszył ramionami i zszedł z maszyny.
- Niech dziękują, że nie pobieram opłat.
- Nie będziesz taki pewny siebie jeśli ktoś wezwie policje - uśmiechnęłam się chytrze.
- Niby za co? - rozłożył ramiona i gdy nie odpowiedziałam kontynuował - Straszysz mnie?
- Ja? - oburzyłam się - Ja ci tylko uświadamiam pewne fakty.
- Jak policja mi zapuka do drzwi, to będę wiedział że to ty - mrugnął do mnie i wskoczył do domu po dwa schodki. Zatrzymał się przed drzwiami i powoli odwrócił - Miłego dnia sąsiadko! I nie spóźnij się na lekcje.
Zamknęłam okno i zeszłam na dół do kuchni, aby coś szybko zjeść.
Bo przecież nie możesz się spóźnić, nie?
- Przestał? - Lucy siedziała przy blacie pijąc kawę, podała mi kubek dla mnie i podsunęła talerz z kanapkami pod nos. Znieruchomiała i nasłuchiwała odgłosu silnika.
- Dziękuję - posłałam jej uśmiech - Tak, widocznie mu się znudziło...
Wychodziłam dzisiaj z domu sama, ponieważ Erick zaczyna później. Przeszłam szybko obok posesji mojego ulubionego sąsiada, aby się na niego nie natknąć i mi się udało. Kilka kroków później z domu po drugiej stronie ulicy wybiegł Scott, uśmiechając się od ucha do ucha.
Geje są zawsze szczęśliwi?
- Mała chodź! Pojedziemy razem - przebiegłam przez ulicę i zajęłam miejsce pasażera białego audi a6.
- Dzięki - chłopak nachylił się i pocałował mnie w policzek.
- Cześć - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Jak to możliwe?
- Co masz pierwsze? - zapytał, gdy wyjechaliśmy z podjazdu.
- Emm, matematyka z Panem Jonshonem - to bardziej brzmiało jak pytanie, ale chłopak pokiwał w zrozumieniu głową.
- Niestety, mam angielski - mruknął coś pod nosem zirytowany czerwonym światłem i skupił znowu wzrok na mnie - Jak sprawdzisz klasę, to mogę cię zaprowadzić - kiwnął głową na moją torbę, a ja wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i sprawdziłam screena planu lekcji.
- 205 - powiedziałam, a on pokiwał niedowierzająco głową.
- Te bachory i ich elektryczność - mogłam się domyślić, że mówi pół żartem pół serio - Za moich czasów tego nie było...
- Obawiam się, że jednak istniało coś takiego jak telefon - mrugnęłam mu, a chłopak ruszył ponieważ było zielone.
- Czy tylko ja z całej szkoły mam przepisany plan lekcji na kartce? - patrzył na mnie jakbym miała udzielić mu odpowiedzi na pytanie co najmniej na wagę złota.
- Bardzo możliwe - chłopak westchnął zrezygnowany i wjechał na parking szkoły.
- Tu jest moja - wskazałam na niebieską szafkę z numerem 432 i wykręciłam kod, po czym usłyszałam kliknięcie i otworzyłam pustą szafkę by schować do niej książki.
- Co jest 28.05? - zapytał Scott, który stał za moimi plecami i patrzył mi przez ramię, gdy wpisywałam kod.
- Przypadkowa kolejność liczb - mruknęłam i zatrzasnęłam szafkę, ruszyliśmy pod klasę, w której miałam mieć lekcje.
Usłyszałam szczekanie i odwróciłam się gwałtownie do tyłu, by się przekonać że oszalałam.
Nie tym razem, skarbie.
W naszą stronę biegł piękny czarny labrador, z czerwoną kokardą przywiązaną do obroży. Kilka osób pogłaskało go po głowie, a psiak biegł dalej, kątem oka zobaczyłam że Dostawca klęka i rozkłada ramiona, jakby witał się ze starym znajomym, z którym nie widział się długi czas.
- Myron, stary - pies wtulił się w niego i zaczął lizać po twarzy, a chłopak głaskał go po całej długości ciała.
- To twój pies? - pogłaskałam zwierzaka po głowie, a ten na mnie spojrzał z wywalonym językiem.
- Nie wiedziałaś, że szkoła ma żywą maskotkę? - zapytał zdziwiony - To powinna być pierwsza rzecz, jakiej się dowiadujesz o naszej budzie - uśmiechnął się.
- Gdzie on mieszka? - zapytałam, gdy szliśmy dalej w stronę klasy.
- W sekretariacie ma jedzenie i inne duperele, śpi tam gdy trwają lekcje. Na przerwach biega między uczniami, a po zajęciach jest na boisku, gdzie futboliści i cheerledarki mają trening.
- Co z nocami?
- Gdy był szczeniakiem mieszkał u Dylana - pokiwałam głową, udając że wiem o kogo chodzi - Teraz mieszka z nauczycielami w Domu Nauczyciela po drugiej stronie ulicy.
Dwie pierwsze lekcje minęły dość spokojnie, za każdym razem siedziałam na końcu klasy w tej samej ławce, mając nadzieję, że zostanie tak do końca roku. Przed literaturą angielską spotkałam Asha, z którym będę mieć tę lekcje. Powiedział mi, że nauczycielka jest bardzo miła i trzeba być totalnie zepsutym człowiekiem, żeby zaleźć jej za skórę. Lekcje wyglądają trochę inaczej niż reszta i prawdopodobnie są najlepszym przedmiotem "na całym dupiatym wszechświecie" - według jego słów oczywiście. Weszliśmy razem do klasy i już wiedziałam co miał na myśli mówiąc, że lekcje wyglądają inaczej.
Wszystkie pojedyncze ławki zostały ustawione w dużym okręgu, a po środku stał niewielki stoliczek z kilkoma świecami.
- Wywołujemy duchy? - zapytałam Asha i usiedliśmy obok siebie. Kilka osób siedziało już na swoich miejscach i zajmowali się sobą.
- Nauczycielka jest miła, ale co prawda niekiedy bywa dziwaczna - chłopak się lekko skrzywił i wyciągnął książki.
Równo z dzwonkiem do klasy weszła kobieta w kolorowych szatach. Długa spódnica do samych kostek, plecione sandały, biała koronkowa bluzka i narzuta na plecy, przepleciona pod łokciami, w podobne wzorki co spódnica. Włosy miała upięte w koka, z którego wypadały małe kosmyki a okrągłe okulary zjeżdżały jej z nosa. Położyła stos kartek i teczek na biurku w rogu klasy i się do nas uśmiechnęła. Przez cały jej ubiór nie jestem w stanie powiedzieć ile może mieć lat.
- Witam klasę - kilka osób odpowiedziało jej przywitanie, a ona usiadła na jednej ławce i jak nastolatka przerzuciła nogi do środka koła, spuszczając je w dół i lekko machając.
- Przepraszam za spóźnienie, dyrektor chciał ze mną rozmawiać - nie. Nie. Nie.
Pan Bezmózgowiec Wood zamknął za sobą drzwi klasy i usiadł w ławce naprzeciw mnie, zaraz obok nauczycielki.
- Nic się nie stało - kobieta przeleciała po nas wzrokiem, zatrzymując się na mnie - Ciebie nie znam...
- Jestem Grace McLevis, nowa - trzeci raz dzisiaj, gdy to mówię.
- Witaj Grace - kobieta posłała mi naprawdę miły i szeroki uśmiech.
Bezmózgowiec patrzył się na mnie przez chwilę, po czym zaczął się delikatnie śmiać i zakrył ręką usta, przenosząc wzrok na swoje buty.
Co znowu durniu?
hej wam
co tam uważacie, ale koniec niezbyt fajny
rozdział pisałam kilka dni, ale to dlatego
że staram się pisać teraz dłuższe,żeby się wam nie nudziło ;3
możecie dziękować :))
do następnego
czytasz - komentujesz (mega motywacja)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz