sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 1


      Ostatni karton z książkami wylądował obok łóżka. Zmęczona rzuciłam się plecami na materac i zamknęłam oczy. Słońce zachodziło, a ja dopiero skończyłam wyładowywać rzeczy z ciężarówki i zanosić je do nowego pokoju. Obrzeża miasta Denver w tych godzinach wyglądają niesamowicie, a samo centrum zaczyna się zapełniać pijanymi nastolatkami i studentami. Za tydzień rozpoczęcie nowego roku szkolnego, więc ludzie się bawią i korzystają z ostatnich chwil wolnego.
- Zamówimy pizzę? - w progu drzwi stanęła Lucy w poszarpanych ogrodniczkach - Nie mam siły nic gotować, a kartony z rzeczami kuchennymi są niewypakowane - oparła się o futrynę, a ja patrzyłam w szary sufit.
- Pasuje. Ostatni raz gdy zamówiłam pizzę, Erik miał pretensje o to, że nie było ananasa.
- Przecież on nienawidzi ananasa - zdziwiona przysiadła na skraju materaca.
- Właśnie - przytaknęłam - Wciąż ma pretensje o to, że rodzice nie żyją...jakby to była moja wina - wyszeptałam.
- To zamówię trzy inne - wstała i popędziła po schodach na dół.
- Tą co zawsze! - krzyknęłam, mając nadzieje że mnie usłyszy.
Przesunęłam meble na 'swoje' miejsca i zaczęłam wyciągać ciuchy z worków. Akurat gdy kończyłam, zadzwonił dzwonek, a Lucy zawołała że pieniądze są na którymś z kartonów w kuchni a ona jest zajęta i nie może podejść. Przebiegłam po dwa schodki w dół, chwyciłam banknot i podeszłam do drzwi.

Chłopak może w moim wieku odwrócił się gwałtownie w moją stronę, po jego twarzy przebiegło chwilowe zdziwienie, a zaraz potem się uśmiechnął.
- Dobry wieczór, czy...-przerwałam mu kiwając gwałtownie głową. Jestem tak głodna, że chce najszybciej jak się da, zjeść.
- Tak, zamawiałam - odebrałam pudełka i podałam mu banknot. Odłożyłam pizzę za drzwi i odwróciłam się, by go pożegnać i podziękować, ale on nie wydawał się śpieszyć z powrotem do pracy.
- W czymś pomóc? - zapytałam po chwili niezręcznego stania i uśmiechania się do siebie głupkowato.
- Nie, nie. Po prostu mieszkam kilka domów dalej i nie wiedziałem, że mamy nowych sąsiadów.
- Dzisiaj rano przyjechaliśmy - wyjaśniłam krótko, mając nadzieje że sobie już pójdzie, a mój żołądek wreszcie coś dostanie pierwszy raz od śniadania.
- Scott - wyciągnął dłoń, którą od razu uściskałam.
- Grace.
- Jakbyście potrzebowali pomocy przy przeprowadzce to jestem dwa domy dalej - kiwnęłam głową dziękując i zamknęłam drzwi, gdy był już przy samochodzie z reklamą pizzerii.
- Jedzenie! - krzyknęłam i otworzyłam swoje pudełko, siadając na kartonie...z czymś.

       Kolejne trzy dni spędziłam na rozpakowywaniu wszystkich pudeł w domu razem z Lucy, a Erik nie pofatygował się nawet rozpakować swoich w pokoju. Wstawał w południe i wychodził na cały dzień. Nie wiadomo gdzie był w tym czasie, a cała robota spadła na naszą dwójkę.
- Może przejdziemy się wieczorem do miasta? - zaproponowała Lucy, gdy wieszałyśmy na ścianie obraz.
- Jasne.
- Jeszcze nic nie zwiedziłaś, odkąd tu przyjechaliśmy, a ja muszę kupić kilka drobiazgów - pokiwałam głową zgadzając się.
- Kolacja na  mieście? - zgadłam.
- Pizza? - wyszczerzyła zęby i wzruszyła ramionami.
- Nie jemy nic innego ostatnio. Może być - chwyciłam drugi, mniejszy obrazek i powiesiłam go na gwoździu, starając się by był prosto.
- Skończymy z obrazami, przebierzemy się i możemy iść.
- Co z Erikiem?
- Nie ma go - wzruszyła ramionami - Napiszę mu sms'a  gdzie będziemy jeśli będzie chciał dołączyć, a klucze ma.
- Dobra.

      Ciotka kupiła kilka rzeczy, a ja wybrałam dla siebie światełka świąteczne które będę mogła powiesić nad łóżkiem.
- Mam ochotę na chińszczyznę - reklama pierożków jiaozi w centrum zdecydowanie do mnie przemówiła.
- Może być - ruszyłyśmy w kierunku fontanny, za którą była niewielka restauracja. Złożyłyśmy zamówienie i porozmawiałyśmy o tym co jeszcze można by zrobić w domu, a kilka minut później nasze potrawy były na stoliku.
- Jutro idziesz pierwszy raz do pracy, hmm? - zagadnęłam Lucy - Stresujesz się?
- Kochanie, to ta sama firma i ten sam szef, po prostu inne miasto. Nie ma czym się stresować.
- Awansowałaś i nie bez powodu cię przenieśli - odparłam - Teraz będziesz miała więcej ludzi pod sobą.
- Dlatego nie będzie mnie większość dnia w domu - odłożyła patyczki i spróbowała złapać ze mną kontakt wzrokowy.
- Zaiste - mrugnęłam do niej i wróciłam do jedzenia.
- Skończ tak mówić! - zaśmiała się i spoważniała - Dlatego chciałam cię przeprosić...
- O czym ty mówisz? - odłożyłam pałeczki i się jej uważnie przyglądnęłam. Blond kosmyki wypadły z koka na czubku głowy i okalały jej twarz. Brązowe oczy zwężały się w skupieniu, a nos lekko zmarszczył. Mama też tak robiła.
- Musieliście zrezygnować ze swoich szkół, przyjaciół, domu...- zaczęła wymieniać.
- To nam wyjdzie na dobre - poprawiłam się na fotelu - Erickowi to wyjdzie na dobre...Tylko musimy mu dać trochę czasu na pogodzenie wszystkich faktów - wdech i wydech - Po śmierci rodziców ciężko by się mieszkało całej naszej trójce w rodzinnym domu, gdzie spędziliśmy całe dzieciństwo z nimi. Miałam dość współczujących uśmiechów i mówienia, że będzie dobrze. Tu możemy zacząć od nowa. Gdyby nie ty, trafilibyśmy do domu dziecka...nie przepraszaj nas za to, że dostałaś awans. Masz dwadzieścia-siedem lat! - rozchmurzyłam się i prawie że wykrzyknęłam ostatnie zdanie - Rozwijasz się, za niedługo będziesz zakładać rodzinę a my jesteśmy już prawie dorośli. Też nie będziemy ci wiecznie siedzieć na głowie.
- Lubie jak siedzicie mi na głowie - nachyliła się i pocałowała mnie w czoło.
- Jeszcze zmienisz zdanie - zaśmiała się i wróciłyśmy do jedzenia.

     Poniedziałkowy ranek nastał szybciej, niż się spodziewałam. Dosłownie...Jeszcze nie ma szóstej, a ja już nie śpię, bo jakiś bezmózgowiec gazuje motorem pod moim oknem. Zakryłam się poduszką i próbowałam spać dalej, ale niestety pierzyna nie jest dźwiękoszczelna.
- Jesu, jedź już człowieku! - krzyknęłam w przestrzeń pokoju, uświadamiając sobie, że i tak mnie nie usłyszy.
Jeszcze chwila i nie wytrzymam...
Policzę do dziesięciu i się uspokoję.
Raz...
Dwa..
Trzy...
Cztery...
I stałam przy oknie wydzierając się na nieznajomego. Jedyne co wiem, to to że jest mężczyzną, jednak w kasku nie mogłam ujrzeć twarzy. Nazwałam go bezmózgim palantem...musiało go to zaboleć.
Chłopak po chwili mojego krzyku zorientował się, że coś jest nie tak i wyłączył motor. Rozglądnął się i mnie ujrzał. Mogłam usłyszeć jego śmiech spod kasku.
- Nie mieszkasz tu sam! - krzyknęłam i gdy miałam zamykać okno odpalił motor, pokazał mi środkowy palec i odjechał.
Przynajmniej tyle.
Położyłam się z powrotem i próbowałam zasnąć, jednak po kilku minutach leżenia stwierdziłam że to na nic i zeszłam na dół do kuchni. Chwile szukałam kubka po szafkach, po czym zaparzyłam kawę i zrobiłam sobie kulki czekoladowe z mlekiem. Na blacie leżał laptop, więc kolejną godzinę spędziłam oglądając obrazki i gify z Dylanem O'Brienem i Jensenem Acklesem.
Chwile po siódmej zszedł z góry Erick i powtórzył moją wcześniejszą czynność. Usiadł naprzeciw mnie i po kilku łyżkach na mnie spojrzał.
- Śniło mi się, czy krzyczałaś rano przez okno?
- Bezmózgowy sąsiad bawił się motorem przed szóstą rano - wzruszyłam ramionami.
- Yhm - i tyle było naszej rozmowy aż do momentu przyjścia Lucy, która w wyśmienitym humorze zeszła do nas gotowa na kolejny dzień pracy. Umyłam się i ubrałam czarną spódnicę do połowy uda z wysokim stanem i białą koronkową bluzkę.
- Erick, idziesz ze mną? - krzyknęłam z dołu ubierając czarne szpilki. Zbiegł po schodach w szarej bluzie i jasnych dżinsach. Jak co dzień ciemne włosy zaczesane miał do góry, a czarny kolczyk w wardze powrócił na swoje miejsce
- Chyba tak nie idziesz? - wyprostowałam się i obserwowałam jak ubiera buty.
- A jak myślisz? - odparł ironicznie.
- Ubierz koszule - powiedziałam - Poczekam.
- Nie - wyprostował się gotowy i podszedł dwa kroki w moją stronę. Jest rok młodszy, a głowę wyższy.
- Erick, proszę - w framudze drzwi od kuchni stanęła Lucy.
- Nie - powtórzył stanowczo i podwinął prawy rękaw - Idziesz, czy mam czekać? - przewrócił oczami i spojrzał na mnie wyczekująco.
Wyszliśmy z domu i przeszliśmy przez bramkę, gdy usłyszałam silnik motoru. Po chwili na posesje obok wjechał chłopak, na którego krzyczałam dwie godziny temu.
Siedział na motorze w kasku i pomachał w naszą stronę. Obserwował nas aż zniknęliśmy za jego płotem.
- Znasz go?
- Bezmózgowiec - odparłam i zawahałam się chwile, zanim zapytałam: Myślałam, że skończyłeś z kolczykami?
- Źle myślałaś - uśmiechnął się złośliwie.
- Wiesz co, jeśli za każdym razem nasza rozmowa ma tak wyglądać, to lepiej żebyśmy nie rozmawiali - warknęłam i założyłam ręce na piersiach, co było złym pomysłem przez wysokość moich szpilek. Zachwiałam się lekko i szłam dalej prosto.
- Sorry - mruknął, a ja pokiwałam tylko głową.
Kilka minut później doszliśmy pod budynek szkoły, gdzie na parkingu przy samochodach stało mnóstwo nastolatków, którzy witali się z szerokimi uśmiechami.
- Erick! - podbiegła do nas niewielka blondynka w kwiecistej sukience na ramiączkach i przytuliła się do zielonookiego. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a mój brat go odwzajemniał.
- Kto to? - patrzyła na mnie lustrując mnie od góry do dołu.
- Moja siostra.
- Ach, to ty - podała mi rękę - Mia - uśmiechnęła się.
- Grace.
- Wiem - odparła i chwyciła jego rękę ciągnąc go w stronę grupki osób.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, więc wyciągnęłam telefon i otworzyłam sms'a od Sofii.

Sofi:
Grucha znowu nie ogoliła wąsa, a do naszej klasy doszedł całkiem fajny przystojniak. Jak tam mała w małym świecie?

Ja: 
Jak to w małym świecie...właśnie weszłam na korytarz i kieruje się do sali. Alone. Erick znalazł znajomych, gdy ja rozpakowywałam siedemnaście lat mojego życia. Jak przeżyję samotnie najbliższy miesiąc, postawisz mi pizzę.

Sofi:
Co do pizzy: Alex zaprosił mnie dzisiaj wieczorem. Co ubrać? help sis.

Ja:
Zdaje się, że zostawiłam ci moją ulubioną sukienkę...korzystaj z niej honey.

Sofi:
Dlatego to ty jesteś tą mądrzejszą z naszej dwójki.

Ja:
Zgadzam się.

      Poczułam mocny puls na nosie i znalazłam się na podłodze. Rozmasowałam piekące miejsce i spojrzałam na wyciągniętą rękę.
- Przepraszam, zagapiłam się w telefon - brunetka pociągnęła mnie do góry, a ja otrzepałam spódnicę.
- Nie, to ja nie patrzyłam - uniosłam telefon do góry, jakby to było oczywiste.
- Jestem Kat - uśmiechnęła się i ukazała urocze dołeczki w policzkach. Poprawiła czarne okulary na nosie i schowała urządzenie do tylej kieszeni dżinsów.
- Grace - uśmiechnęłam się - Do której chodzisz klasy? - zagadnęłam.
- Jestem przypisana do 2c, ale i tak każdy wybiera sobie zajęcia co roku - patrzyła na mnie jakbym tego nie wiedziała.
- Wiem...-odparłam niepewnie - Tez jestem przypisana do 2c.
 - W takim razie jeśli chcesz to chodź ze mną już do klasy - ruszyła korytarzem, a ja zaraz obok niej - Jesteś nowa, prawda? - zmrużyła oczy patrząc w moją stronę.
- Tak - pokiwałam głową - Przeprowadziłam się tydzień temu.
- Gdzie mieszkałaś przedtem?
- Bayfield - odparłam.
- Och, to prawie sześć godzin jazdy.
- Ciocia dostała awans, więc nie było wielu rozwiązań.
- A rodzice? - jaka ona bezpośrednia...
Doszłyśmy do klasy, więc nie odpowiedziałam, a Kat chyba zrozumiała, że nie chce o tym mówić. W środku siedziało kilka osób, więc zajęłyśmy pojedyncze ławki z samego tyłu.
- Kat tygrysie! - do klasy weszło dwóch chłopaków i od razu skierowali się w stronę dziewczyny.
- Cześć Grace - rozpoznałam jednego z nich jako kolesia od pizzy, ale nie umiałam sobie przypomnieć jego imienia.
- Um, hej - usiadł na stoiku brunetki i machał energicznie nogami.
- Znacie się? - blondyn z którym chłopak wszedł do klasy uśmiechał się i kiwnął głową na powitanie.
- Ta laska jadła pizzę codziennie przez cztery dni - cała trójka się zaśmiała, a ja czułam że zaczynam się robić czerwona.
- Jak tylko nas wypuszczą idziemy na pizzę, więc chodź z nami - blondyn uśmiechał się szeroko.
- Zastanowię się.
Jestem burakiem, czuję to.
nanananann
- Grace, to jest Ashton - przedstawiła go Kat, a on obszedł stolik i ucałował mi oba policzki.
- Ash, bo będę zazdrosny - chłopak kopnął go w tyłek, wciąż machając wesoło nogami.
- Tylko ty skarbie - posłał mu buziaka w powietrzu i zajął ławkę po mojej prawej stronie.
- No młodzieży, zajmować miejsca - do klasy wszedł czterdziesto kilkuletni mężczyzna w szarym garniturze i czarnych gęstych włosach.
- Co miesiąc farbuję włosy, żeby zakryć siwy kolorek - wyszeptał Ash, nachylając się w moją stronę.
- Clifford, słyszałem - nauczyciel wskazał palcem na chłopaka, ale się uśmiechał - Ty musisz być nową uczennicą - spojrzał na mnie, a wzrok wszystkich w klasie padł na moją osobę.
- Tak.
Mówienie głośniej nie boli.
- Grace McLevis.
- Opowiesz nam coś o sobie...-odwrócił się do tablicy i oparł się o biurko -...tylko jak dojdzie reszta klasy - mruknął i spojrzał na zegarek - No i oczywiście witamy w naszych skromnych progach, skarbie.
Skarbie? Naprawdę? To nauczyciel...Chłopak od pizzy chyba zauważył moją reakcje, więc zeskoczył z ławki Kat i kucnął na chwile przy mnie.
- Mówi tak do wszystkich - klepnął mnie lekko w plecy i zajął ławkę przed Ashtonem. Do pomieszczenia przez kolejne kilka minut weszło osiem osób, a wtedy nauczyciel zamknął drzwi klasy i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- No to witam szanowną klasę! - przebiegł wzrokiem po wszystkich - Jak zawsze punktualni - posłał ironiczny uśmieszek kilku osobom i kontynuował - Jako jedyny nauczyciel wydrukowałem wam plany lekcji. Oczywiście to dlatego, gdyby ktoś nie wiedział, ponieważ co roku macie najlepszą frekwencję w całej szkole. Najlepszą od dołu, chciałem dodać - sięgnął po plik kartek z biurka i podał dziewczynie w pierwszej ławce, tak aby ona podała kolejnym osobom.
Po klasie rozniosło się pukanie do drzwi, w których sekundę później stał wysoki i umięśniony brunet z kolczykiem w wardze.
- Pan Wood - zdziwiony nauczyciel podszedł do niego - No tak, zapomniałem że w tym roku będziesz się uczył w mojej klasie - chłopak uśmiechnął się do niego ironicznie, po czym go wyminął i zajął miejsce w ławce przede mną.
- Też się cieszę - odezwał się ironicznie i wyłożył na oparciu krzesła, tak że poczułam jego perfumy.
Nie, to perfumy i papierosy...
Kołnierzyk jego niebieskiej koszuli w kratę ocierał się o blat mojej ławki, więc mogłam dokładnie przyjrzeć się jego gęstym włosom.
Czy wszyscy faceci w Denver mają tak zabójczo śliczne włosy?
- Grace...- Ashton klepnął mnie w udo - Nauczyciel cię woła.
Kilka głów odwróciło się w moją stronę, a nauczyciel patrzył na mnie wyczekująco.
- Jako nowa koleżanka w klasie możesz nam coś o sobie opowiedzieć - wskazał ręką, abym do niego podeszła, a ja wciąż siedziałam.
- To konieczne? - zapytałam i uśmiechnęłam się w nadziei, że jednak mnie to ominie.
- Przedstaw się, powiedz o zainteresowaniach. Powinno wystarczyć - usiadł na biurku - Możesz z miejsca, jeśli ci będzie wygodniej.
Odchrząknęłam i wstałam, podpierając się o blat.
- Nazywam się Grace i przeprowadziłam się z Bayfield, razem z bratem i ciotką - chłopak przede mną się do mnie odwrócił i uważnie przyglądnął. Uśmiechnął się, jakby odkrył coś naprawdę ważnego dla ludzkości i znowu opadł na krzesło, patrząc na tablicę przed sobą - Uwielbiam pizzę...
- Potwierdzam - zaśmiałam się na słowa Dostawcy i mówiłam dalej.
- Lubię robić zdjęcia - wdech i wydech - W zasadzie fotografuję wszystko co się da. Zwiedziłam dużo miejsc z rodzic..- przerwałam czując gulę w gardle.
Wdech i wydech.
- Nooo...i nienawidzę gołębi - palnęłam szybko i podniosłam wzrok na rozbawionego nauczyciela - Nie obrażając hodowców! - dodałam szybko i usiadłam jak najszybciej się dało, mając nadzieje, że nauczyciel zrozumie i da mi spokój.
Ashton z Kat zaczęli klaskać, a mężczyzna kazał im się uspokoić.
- Grace - zastanowił się na chwile - Cenna informacja o tych wspaniałych ptakach, naprawdę.
- Polecam się na przyszłość - kilka osób zachichotało, a nauczyciel zaczął mówić o "ważnym uczęszczaniu na zajecia w tym roku, bo nie ma zamiaru się tłumaczyć kolejny rok z rzędu przed dyrektorem, dlaczego tak rzadko chodzimy do szkoły". Kat uniosła dwa kciuki w górę, a ja jej posłałam uśmiech i schowałam głowę między rękami na ławce, tak że nic nie widziałam.
- Zapomniałaś dodać, że jesteś dość agresywna rankami - szept przy moim uchu, spowodował że przestraszyłam się tak bardzo że gwałtownie podniosłam głowę i walnęłam w coś twardego.
Chwyciłam się za tył głowy i cicho jęknęłam, chłopak z ławki przede mną siedział bokiem i trzymał się za brodę.
- Przepraszam, wystraszyłeś mnie - mruknęłam do niego i masowałam dalej bolące miejsce.
Odsunął rękę z twarzy i nachylił się w moją stronę. Ciemne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, a na jego twarz wkradł się cwany uśmiech.
- Wydziera się na całe osiedle o świcie, a w szkole udaję taką niewinną - szepnął i znowu mogłam podziwiać jego plecy.
Czekaj...co?
"Zapomniałaś dodać, że jesteś dość agresywna rankami"
Czarna kurtka z nadrukami zespołów przewieszona przez oparcie jego krzesła podpowiedziała mi, że to ten bezmózgowiec robił przedstawienie o szóstej rano pod moim oknem.
- Hej, wszystko okay? - Kat wskazała palcem na bezmózgowca i kiwnęła głową w geście "co z nim?".
Wzruszyłam ramionami i dotknęłam pulsującego miejsca na głowie. Opadłam na oparcie krzesła i starałam się słuchać co mówi nauczyciel.

Ja:
To będzie ciekawy rok szkolny, honey.


Jak już miałam kończyć rozdział, to nie mogłam przestać pisać
hej hej hello
staram się nie robić zamuły, skoro jej rodzice nie żyją
na początku :)
z doswiadczenia wiem, ze nie czyta ani nie pisze sie tego dobrze
next? nie wiem, na dniach xx
czytasz = komentujesz

1 komentarz:

  1. Cześć! Nominuję twój blog do Liebster Blog Award - http://duet-krwi.blogspot.com/2016/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń