czwartek, 7 lipca 2016

Prolog 01


      Szatynka przypatrywała się we mnie zielonymi oczami. Jej czarna koronkowa sukienka przylepiła się do jej ciała na ramionach, mokra od łez. Otarła chusteczką rozmazany makijaż i musnęła maskarą rzęsy. Czerwone poliki i podpuchnięte oczy powachlowała ręką, jednak i tak nic to nie pomogło. Wpatrywała się we mnie intensywnie, jakby szukała odpowiedzi na wszystkie pytania, na które nie dostała odpowiedzi przez te wszystkie lata. Podniosłam rękę i otarłam pojedynczą łzę biegnącą wolno po poliku.
Nie płacz. Musisz być silna, dla Erika.
Wsunęłam czarne baleriny na nogi i jeszcze raz spojrzałam w lustro.
Dziewczyna już nie płacze.
Zaczerpnęłam tchu i otworzyłam drzwi pokoju.
- Nie chce zakładać tej koszuli - głos brata z kuchni roznosił się po całym mieszkaniu. Ciocia Lucy stała przed nim, głowę niższa i szarpała się z jego czarnym krawatem.
- Wszystkie inne są na ciebie za małe - podeszłam i chwyciłam krawat, tym razem wiążąc go prawidłowo - Zaraz po pogrzebie wrócimy jeśli chcesz i będziesz mógł się przebrać w swoje wygodniejsze ciuchy - posłałam mu delikatny uśmiech.
- To że jesteś rok starsza, a rodzice nie żyją, nie mianuje cię głową rodziny - syknął i wyminął mnie trzaskając drzwiami.
Nie płacz.

hej
wracam
znowu od nowa, tym razem postaram się wytrzymać do końca
wakacje i sporo czasu wolnego
do usłyszenia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz