Ostatnią lekcją tego dnia było wychowanie fizyczne na boisku szkolnym. Wychodząc na bieżnie wraz z innymi dziewczynami zauważyłam kilkunastu chłopaków zbitych wokoło starszego mężczyzny w dresie, który zapewne jest trenerem footballu. Nauczycielka zagwizdała aby zwrócić naszą uwagę i ustawiłyśmy się w prostej linii wzdłuż toru. Na początek miałyśmy zrobić pięć kółek wokół boiska, na którym drużyna właśnie zaczęła kopać piłkę w parach, wykonując polecenie trenera. Sama pokonałam trasę, podczas gdy inne dziewczyny gadały i chodziły co kilkanaście metrów, zamiast biegać. Zatrzymałam się pierwsza przed trenerką, a ona podniosła brwi do góry i zawołała na resztę grupy, aby się pośpieszyły. Kobieta nie kryła oburzenia, gdy dwie dziewczyny ostatnie kilkanaście metrów skróciły sobie idąc przez murawę, a gdy wreszcie doszły zmroziła wzrokiem całą grupę.
- Tak się wam podoba bieganie? - uśmiechnęła się złośliwie - Piętnaście kółek do okoła boiska. Jedna zwolni, cała grupa zaczyna od początku - głośny jęk sprawił, że niektórzy chłopcy z drużyny futballowej zwrócili na nas uwagę, a wtedy zauważyłam wśród nich Pana Bezmózgowca. Zaczęłyśmy biec, a trenerka usiadła na najniższym stopniu trybun. Po trzecim kółku zauważyłam, że wyciągnęła książkę i zaczęła jeść jabłko.
- Jeśli umrę na tej bieżni, możesz zabrać moją szafkę - po mojej prawej stronie biegła rudowłosa drobna dziewczyna.
- Co?
- Jesteś nowa, masz na imię Grace, mieszkasz obok największego ciacha w szkole, twój brat to Erik - swoją drogą także niezły - a twoja szafka jest na lewo od Spence Liams - uniosłam brew, a dziewczyna pokręciła głową - To największa idiotka w szkole, szybko ją zauważysz - mrugnęła i kolejne kilka kółek spędziła przy moim boku.
- Hej, patrz! - szatynka zatrzymała się i wskazała głową na środek boiska, gdzie dwójka chłopaków okładała się pięściami, a reszta drużyny wraz z trenerem próbowała ich rozdzielić.
- Wood! Cyrus! - wysoki, postawny mężczyzna chwycił nastolatków za szyję, tak mocno że stali skuleni w pół pod jego dotykiem, czerwieni ze złości - Jesteście zawieszeni! Obydwoje do mojego biura! - krzyk trenera roznosił się po całym stadionie. Gdyby wzrok mógł zabijać, to Pan Bezmózgowiec dawno by nie żył.
Cyrus, to wysoki i postawny blondyn, poznałam go na zajęciach godzinę temu. Obydwoje ruszyli za trenerem w stronę szkoły, a reszta drużyny rozgrzewała się dalej.
Skończyłyśmy jako pierwsze, podczas gdy inne dziewczyn się obijały. Rozciągnęłyśmy się i czekałyśmy na kilka ostatnich osób. Resztę lekcji ćwiczyliśmy starty, a po zajęciach wzięłam szybki, zimny prysznic. Owinięta w ręcznik wróciłam do szatni.
- Grace? - blondynka niższa głowę stała przy mojej szafce, czekając aż potwierdzę swoją tożsamość.
- Tak.
- Trenerka chciała żebyś przyszła teraz do biura - odepchnęła się od metalu i ruszyła do wyjścia z szatni.
- Teraz? - krzyknęłam za nią - Muszę się przebrać.
- Teraz! - i zniknęła za drzwiami.
- Super - mruknęłam i zatrzasnęłam drzwiczki szafki. Wykręciłam mokre włosy do umywalki i minęłam przebierające się dziewczyny. Pokój Trenerów znajdował się pomiędzy szatnią dziewczyn, a chłopaków, więc szanse, że ktoś mnie zobaczy były małe, zwłaszcza że wszyscy się właśnie przebierali po zajęciach. Korytarz był pusty, skrępowana i pewnie czerwona ze wstydu na twarzy zapukałam i czekałam na pozwolenie. Drzwi otworzyły się prawie, że od razu. Zaskoczona troszkę się zachwiałam i przytrzymałam ręcznik.
- Mogłaś przyjść naga, byłoby zabawniej - Pan Bezmózgowiec siedział na krześle przy biurku, zaraz obok Cyrusa. Przed nimi, na miejscu honorowym siedziała Trenerka, a osobą która otworzyła mi drzwi był Trener Futball'u opierający się o ścianę.
Mężczyzna podszedł do chłopaka i walnął go lekko otwartą dłonią w tył głowy, chłopak jęknął i zaśmiał się dźwięcznie.
- Cieszę się, że jesteś - kobieta zmierzyła mój "strój" od góry do dołu i dodała naburmuszona - Ale mogłaś się ubrać...
- Nie musiała, tak jest dobrze - Cyrus uśmiechnął się od ucha do ucha i przybili żółwika z Bezmózgowcem.
- Przepraszam, ta dziewczyna powiedziała mi, że mam przyjść od razu - teraz już wiem, że spaliłam buraka - Przebiorę się - zatrzasnęłam za sobą drzwi i jak najprędzej ubrałam swoje odpowiednie ciuchy. Zapukałam ponownie, tym razem w środku zastałam tylko Trenerów. Usiadłam na prośbę kobiety przed biurkiem, mierzona wzrokiem przez obojga nauczycieli.
- W poprzedniej szkole należałaś do grupy lekkoatletycznej - to nie było pytanie...
- Tak - przeniosłam wzrok na zdjęcie kilkorga nastolatków w czerwonych koszulkach i spodenkach, mieli przewiązane czarne bandamy wokół nadgarstków. Chłopak - na oko dziewiętnastoletni - stojący w środku trzymał ogromny złoty puchar, a całej drużynie zwisały podobne medale z szyi. Wszyscy wystawiali zęby w szerokim uśmiechu do aparatu, ciesząc się ze zwycięstwa. Fotografia na pewno miała kilkanaście lat, zniszczone rogi i wyblakłe kolory.
Przechodziłam pomiędzy samochodami, zmierzając w stronę wyjścia za bramę szkoły. W czasie przerwy sporo osób wyszło zapalić papierosa i zjeść lunch na trawiastym dziedzińcu pomiędzy sektorami szkoły. Minęłam srebrne alfa romeo, kiedy usłyszałam jak ktoś woła moje imię i ujrzałam Scotta i Asha z kilkoma nieznanymi mi osobami, odmachałam im i wyminęłam kolejny samochód.
Sekundy później leżałam na szkolnym parkingu.
- Bardziej dosłownie lecieć na mnie się nie da - cwany uśmieszek Pana Bezmózgowca spowodował, że ciśnienie mi podskoczyło niewyobrażalnie wysoko - Może zwyczajnie poprosisz o numer? Widziałem cię już w bieliźnie, samym ręczniku, a teraz miałem bliskie spotkanie w twoim tyłeczkiem - zaczął przekładać klucze z brylokiem niewielkiego słonika z ręki do ręki. Miał na sobie spodnie moro z czarną obcisłą bluzką w serek. Niebiesko-szare oczy były tak duże, że widziałam ich kolor z ziemi. Zorientowałam się, że zaciskam pięści i marszczę czoło ze złości, gdy wyszczerzył zęby w uśmiechu, a raczej rozbawienia ze mnie i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Śnisz.
Wstałam o własnych siłach, otrzepałam ciuchy i poprawiłam torbę na ramieniu.
- O tobie? Jasne - mrugnął okiem, a jego wredny ton głosu sprawił, że przeszły mi ciarki po całym ciele.
- Nie zamierzam prowadzić tej zbędnej dyskusji - odwróciłam się na pięcie i przeszłam przez bramę, idąc chodnikiem w stronę domu. Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni i zaczęłam rozplątywać tę burzę kabelka. Tyle wynalazków na świecie, a nikt jeszcze nie wymyślił porządnych słuchawek, których kabelek by się nie plątał.
Usłyszałam warkot crossa, który zatrzymał się zaraz obok mnie na ulicy.
Mój wspaniały sąsiad ściągnął kask i wsadził rękę do kieszeni kurtki-żółwia, chwilę później miał wokół dłoni zawinięty mój wisiorek. Musiał mi wypaść z torby, gdzie został po zajęciach wychowania fizycznego. Wyciągnęłam po niego rękę, a on się gwałtownie odsunął.
- To moje, oddaj!
- Nie widzę, żeby było tu gdzieś twoje nazwisko lub chociaż inicjały - wzruszył ramionami i wsadził do z powrotem do kieszeni kurtki. Zapiął zamek.
- Po co Ci to? - wysyczałam przez zęby, na co wzruszył ramionami.
- Lubię być w centrum uwagi każdego - założył kask i odjechał.
Dom był pusty, więc zrzuciłam buty i torbę z ramienia przy drzwiach i doczołgałam się zmęczona do kanapy, gdzie padłam prosta na miękki materiał. Cisza która panowała wokół była denerwująca, jednak nie miałam siły podnieść nawet ręki w stronę pilota.
- Rusz dupę, obiad - poczułam stopę Ericka na plecach i zdenerwowana podniosłam się szybko do pozycji siedzącej, jednak był szybszy i zdążyłam tylko rzucić w niego poduszką, na której spałam.
Przeszły mnie ciarki po całym ciele i szczelnie okryłam się kocem, którym ktoś mnie przykrył. Ruszyłam w stronę kuchni, gdzie ciotka nakładała jedzenie na stół, a Erick wyjadał orzeszki z puszki.
- Byłam dzisiaj na zakupach w czasie lunchu i kupiłam wam po jednej rzeczy, leżą w torbie przy drzwiach - wskazała głową wyjście z kuchni.
- Erick nie zasłużył, no ale miło że o nim pomyślałaś - uśmiechnęłam się sztucznie w stronę młodszego, a ten mi pokazał język.
- Zachowujecie się jak dzieci - mruknęła kobieta i odłożyła patelnie na blat, po czym usiadła przy nas.
- Bo nimi jesteśmy - nałożyłam ryż i sięgnęłam po warzywa.
- Jak w szkole? Jakieś nowinki? - zapytała.
- Dostałem się do drużyny futballowej - pochwalił się zielonooki i wsadził widelec do buzi, po czym mówił z pełnymi ustami - No i mam dziewczynę.
Mogłam z miejsca usłyszeć jak ciotka głośno przełyka jedzenie i powoli odwraca głowę w stronę chłopaka. Przez chwilę panowała cisza.
- Gratulacje - zerknęła na mnie, podczas gdy on ciągle mieszał widelcem w jedzeniu - Nie...nie za szybko? - zapytała niepewnie.
- Za szybko - podniósł głowę - ale ja tylko pomagam jej zdobyć kolesia, który wreszcie na nią zwrócił uwagę, gdy powiedzieliśmy że jesteśmy ze sobą.
- Więc jej pomagasz z chłopakiem? - zapytała dla upewnienia.
- Tak, to nic takiego - zapewnił.
- A ty Grace masz jakieś nowości? Tylko bez przesady, proszę.
- Nic szczególnego - wzruszyłam ramionami - Trenerka chciała, żebym dołączyła do drużyny lekkoatletycznej - widelec spadł na talerz i dzwoniło mi w uszach, przez echo w pomieszczeniu.
- I? - zapytała podekscytowana ciotka.
- Nie biegasz już przecież - brwi Erika ułożyły się prawie w jedność.
- Ale mogła by znowu zacząć - odpowiedziała mu kobieta - Nie może przecież skończyć z wszystkim, co uwielbiała i w czym była dobra.
- Ale to zrobiła - odgryzł się chłopak.
- Nie dałam odpowiedzi i jak na razie nie mam zamiaru jej dać - odsunęłam krzesło - Dziękuję, było smaczne.
Wyszłam z pomieszczenia i wbiegłam do pokoju, gdzie po raz kolejny zaniosłam się płaczem w poduszkę.
czytasz=komentujesz=mega motywujesz
długo nic nie było xd
jakoś nie potrafiłam skończyć tego rozdziału
a pisałam po kilka zdań co jakiś czas
i tak jakoś minęło trochę czasu
no i małe problemy w życiu prywatnym, nie moglam się skupic
dalej nie mogę xd
nowa szkoła
kolejny friendzone, pewnie zrozumiecie heh kilka miesięcy, a facet daje mylne znaki xd
dawajcie jakieś fajne nuty, tumblry dla inspiracji pls
trzymajta się! korzystajcie z życia
bo
i tak wszyscy kiedyś umrzemy.
do następnego